Podczas wielkiego międzynarodowego spływu kajakowego latem 1977 r.
płynęliśmy Bugiem podczas niskiej wody. Z urwistych brzegów schylały się
nad nami wierzby i różne krzewy. A ich korzenie splątaną gęstwą wyzierały
z czarnych ścian bagienno-torfowej gleby. Na najniższych gałęziach wisiały
frędzle suchych glonów. Siedem lat przed nami, w 1970 r. tratwion (jak swój
statek zakwalifikowali studenci-biolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego)
BULGOTKIEM nazwany płynął po wysokiej, brzegowej a miejscami nawet
wyższej wodzie. Woda już opadała. Warto przytoczyć ich obserwacje
z tego procesu.
- Rzeka wysycha - pisze Marek Ostrowski 1) - pozorne wysepki
nawiązują ściślejszy kontakt z lądem. Oddziela je najwyżej ledwo cieknący
strumyk brudnej wody. Ale on czuje swój koniec. Na słońcu, wychwytując
resztki wilgoci, rozkładają się ciałka wodnych mięczaków, owadów i innych
zwierząt, które nie zdążyły uciec przed zagładą. Z patyków zwieszają
się szmatki glonów. Teraz są wypłowiałe. Chlorofil rozkłada się. Coraz
częściej, przyduszone do tej pory intensywnością zielonego barwnika,
pokazują się ksantofile2). Gąbczasty materac pod nogami jest bez życia.
Pięknie wyglądał tylko wtedy, gdy falował na wodzie. Wśród zakwitów
szczególnie dużo widzieliśmy skrętnicy3). W rzece, gdzie poddana jest
ona jednokierunkowemu, stałemu działaniu prądu wody, rośnie w postaci
długich, soczystych ciemnozielonych warkoczy. Grube jak ręka osiągały
niekiedy ponad dwie długości tratwy.
Bardzo interesująco przedstawia się latem pogoda nad Bugiem. Pisał
o tym zresztą Gloger w swojej książce "Dolinami rzek". Poświęcają temu,
oprócz przyrody ożywionej, dużo miejsca także studenci z BULGOTKA.
A my w czasie naszego spływu w 1977 r. pogodę mieliśmy ustabilizowaną.
I to przez dwa tygodnie. Rano pięknie, świeżutko i bezchmurnie, w południe
następowała kondensacja chmur kłębiastych, takich typowych chmur
pięknej pogody, które według wszelkich obyczajów powinny pod wieczór
rozpłynąć się
[...]